Moje uczucia do Romea.
Witajcie moi kochani czytelnicy!<333
Jestem Julia...Julia Kapulet.Pewnie większość z Was juz słyszało o mnie i mojej historii,bardzo przykrej historii.Opisując to mam ciarki na ciele.
Miałam dopiero 14 lat kiedy się to wydarzyło,można było powiedzieć,że byłam jeszcze dzieckiem a już w tak młodym wieku doświadczyłam tak tragicznego przeżycia. Jak wiecie na jednym z przyjęć mego ojca poznałam młodzieńca o imieniu Romeo, od razu skradł moje serce i jak wiecie ze wzajemnością. Było jedno ale....Romeo był z wrogiego mej rodzinie rodu. Nasi rodzice prowadzili ze sobą wojnę i za żadne skarby nie dopuściliby do naszego ślubu.
Jednak nasze uczucie bylo tak silne,że nie mogliśmy tego tak skończyć. Nasze spotkania odbywały się w tajemnicy (co prawde mówiąc było według mnie bardzo romantyczne i ekscytujące).Nasza miłość była tak głęboka,że postanowiliśmy pobrać się u ojca Laurentego,nikomu o tym nie mówiąc. Był to najpiękniejszy dzień w moim życiu,nikt ani nic nie sprawiało ,że byłam tak szczęśliwa jak będąc u boku Romea.
Jednak nic, co pięknie nie trwa wiecznie...
Kiedy dostalam wiadomość,że mój ukochany został wygnany z Werony za zabójstwo Tybalta, byłam przerażona,jednak nic nie było w stanie zniechęcić mnie do mego ukochanego. Postanowiłam sie nie poddawać, postanowiłam walczyć... Obmysliłam świetny plan,mimo iż był ryzykowny, nie miałam ani sekundy zawahania. W końcu robilam to dla kogoś, kogo tak kochałam.
Wszystko byłoby okej,gdyby nie to,że wiadomość o mym planie nie dotarła do Romea,jednak ja o tym nie wiedziałam, w końcu byłam już "martwa".Gdy się przebudziłam z mej rzekomej śmierci koło mnie leżał martwy Parys,który miał być moim mężem,według mojego ojca, mimo że go nie kochałam.Jednak najgorsze było to,że obok leżał też martwy ON... Mój ukochany Romeo.Nie pozostawało mi nic innego niż samobójstwo. Bez niego moję życie nie miało sensu.
Postanowiłam wziąć jego sztylet i z myślą o mej miłości przebiłam się nim, odchodząc do innego świata,lepszego świata,gdzie nikt nie mówi mi kogo mam kochać a kogo nienawidzieć...